Ludzie dość wcześnie zorientowali się, że umiejętności czytania, pisania i liczenia są bardzo przydatne. Najpierw uważano, że warto nimi zaprzątać głowy tylko chłopców przeznaczonych do stanu duchownego. Szybko okazało się jednak, że kupiec czy rzemieślnik także mają się dużo lepiej, gdy potrafią czytać i rachować. Koncept uczenia w zinstytucjonalizowany sposób znany jest od starożytności, a na naszym polskim terytorium datowany jest mniej więcej od X wieku. Naprawdę mieliśmy dużo czasu, żeby doskonalić metody uczenia, prowadzić obserwacje, ewaluacje i wyciągać wnioski. I krzywdzącym byłoby twierdzić, że nic w tym zakresie nie zrobiono. Na przestrzeni wieków szkoła bardzo się zmieniła. Można jej wiele zarzucić, ale całe pokolenia oddanych pedagogów inspirowały i odmieniały los wielu dzieci. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zaszły jednak zmiany, z którymi szkoła nie może sobie poradzić. Dotykają one bowiem jej zasadniczej tkanki, istoty jej istnienia i pra-sensu powstania- mamy problem z wiedzą.

 

Co się dzieje, gdy wiemy zbyt dużo?

Spróbujmy przyjąć jakiś wskaźnik tego, ile rzeczy ludzie odkrywają i gruntują w jednostce czasu. Grzegorz Liśkiewicz, pracownik naukowy Politechniki Łódzkiej, proponuje, żeby takim wskaźnikiem była na przykład liczba publikacji naukowych, jakie się ukazują na świecie. Nie jest to może wskaźnik idealny, ale posłuży nam do pokazania pewnej tendencji. Pierwotnie tę metodę badania przyrostu wiedzy zaproponował Derek J. de Solla Price. W artykule Liśkiewicza z 2018 roku (to już epokę temu!) czytamy: „Na początku XX wieku 100 publikacji naukowych powstawało na świecie w ciągu tygodnia. Dzisiaj taka liczba tworzona jest w godzinę, a w 2065 roku będzie to kilka minut.” (źródło: https://blog.p.lodz.pl/komentarze/jak-bedzie-wygladala-uczelnia-za-30-lat-czesc-ii-wiedza-i-informacja, data pobrania 31.03.2022). Zakładając, że jesteśmy w momencie post-pandemicznym, czyli po ogromnej erupcji technologicznej, możemy przyjąć, że w 2065 roku ta liczba nie będzie tworzona w kilka minut, a w czasie dużo krótszym.

Co z tego wynika? Aktualnie szkoły uczą w rzeczywistości, w której wiedzy jest za dużo, by była choćby w części możliwa do przekazania. W czasie, który przeznaczymy na pisanie tego artykułu, badacze dokonają nowych odkryć, nieprawdopodobne ilości danych spłyną z satelitów, sensorów, mediów społecznościowych, a rynki zareagują na najmniejszą nawet turbulencję geopolityczną, bo wieść o niej trafi do odbiorców na całym świecie w tym samym momencie. Ile w takim razie wydarza się w ciągu 45minutowej lekcji? Ile w ciągu dnia, tygodnia szkolnego, który licealista spędza w szkole? Zanim te dane zostaną obrobione, sprawdzone i wyselekcjonowane do podręczników szkolnych, dzisiejszy licealista będzie już w bardzo zaawansowanym wieku.

To, ile nowych informacji ludzkość zdobywa, odkrywa i …tworzy w jednostce czasu, bardzo mocno uderza w kwintesencję szkoły i cel jej istnienia. Szkoła miała służyć przekazaniu wiedzy, więc co ma robić, gdy ilość wiedzy jest już nie do objęcia? Ma uczyć czytania, pisania i liczenia, po czym wypuszczać dumnych 9-letnich absolwentów i kończyć swoją rolę?

Wiemy za dużo, ale umiemy wciąż za mało

Jeśli nie przekazywanie wiedzy, to co? Odpowiedź na to pytanie powinna już rewolucjonizować pracę szkół średnich i wyznaczać cele pracy dydaktyków. Wiedzę możemy znaleźć w Internecie, natomiast kompetencje związane z używaniem wiedzy musimy wypracowywać pod okiem mądrych mentorów. I to jest kluczowe przekształcenie, które powinno zachodzić w szkołach. Spójrzmy na definicję umiejętności, zaczerpniętą z Wikipedii:

Umiejętności (ang. skills) – przyswojona w procesie uczenia się zdolność do wykonywania zadań i rozwiązywania problemów właściwych dla dziedziny uczenia się lub działalności zawodowej.
(źródło: wikipedia.org, data pobrania: 31.03.2022)

To właśnie umiejętnościami powinni zajmować się nauczyciele zaraz po tym, jak czytanie, pisanie i liczenie wejdzie już uczniom w nawyk. W związku z tym, że informacja jest „nową ropą naftową” i bodaj najpotężniejszą siłą, która w tej chwili rządzi światem (spójrzmy na wojnę informacyjną, która toczy się równolegle z agresją Federacji Rosyjskiej na Ukrainę i w dużej mierze decyduje o losach tej agresji), to umiejętności związane z obsługą informacji powinny być priorytetowymi do uzyskania w szkole.

Kompasem do poruszania się po mapie umiejętności mogą być regularne doniesienia ze Światowego Forum Ekonomicznego, na które już kilkukrotnie powoływaliśmy się na naszym blogu. Ale jeszcze bardziej precyzyjnych wskazówek, do zastosowania naprawdę w każdej szkole, przez każdego nauczyciela, udzielają teoretycy i praktycy myślenia krytycznego (jedna z topowych kompetencji, wskazywanych przez WEF).

 

Szkoło, nie ucz co myśleć, ale jak myśleć

Kiedy współczesny ósmoklasista wybiera liceum, zwraca zwykle uwagę na profile klas, renomę szkoły, zajęcia dodatkowe, języki, czasem na lokalizację. Spróbujcie ustanowić wyjątek od tej reguły i w czasie drzwi otwartych lub śledzenia danych na temat szkoły, zadać sobie pytanie, czy moje przyszłe liceum uczy:

– odróżniania faktów od opinii

– rozwiązywania problemów

– rozpoznawania i wyrażanie emocji

– myślenia o konsekwencjach

– kwestionowania oczywistości, tez i założeń

– przetwarzania informacji

– weryfikowania faktów

Jednym słowem, sprawdź, czy Twoja nowa szkoła nauczy cię myśleć, nauczy cię analizować Twój proces myślowy i wyciągać wnioski. Jeśli ustaliliśmy, że wiedzy jest za dużo, to niezależnie od tego, do której szkoły pójdziemy, wszyscy mamy dostęp do tego samego Internetu. I to właśnie sztuka sprawdzania informacji, porządkowania ich i wykorzystywania do rozwiązywania ważnych problemów będzie odróżniała dorosłych, którzy sobie dobrze poradzą od dorosłych, którzy nastawieni na odtwórcze sprawdziany i uczenie się na pamięć, natrafią na ogromne trudności w świecie nowoczesnych wyzwań.

 

Marta Leoniuk

 

Zdjęcie wykonane przez explorenation # z Unsplash